czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 12


Musiałem zmierzyć się z własnym sobą. Cel dla którego powstałem, miał być zniszczony. Matka chciała pozbawić mnie moich hybryd, mojej nowej wiernej rodziny. Całe wieki spędziłem na zrzucaniu klątwy, a teraz matka chce to zniszczyć? Nie mogłem na to pozwolić. Życie bez  tej słodkiej wampirzycy nie miało sensu. Dzięki niej budziłem się każdego dnia myśląc, że kiedyś będę lepszy.
Nie mogłem tak po prostu jej zostawić. Karmiła się mną. Jestem z nią związany.

Zabrałem ze sobą Stefana i pojechaliśmy do mnie.
-Stefan, przyjacielu musisz wiedzieć, że kiedy cie nie  było wiele się wydarzyło. Twój starszy brat okazał się idiotą. Zrobił coś niewybaczalnego i  gdyby nie to że mogę to odkręcić zabiłbym go bez zastanowienia. Dlatego radzę go pilnować.
-Obiecuję nic więcej nie wywinie. Klaus a  teraz tak na poważnie.. czemu przyszedłeś mi z pomocą?
Wcale nie musiałeś, a jednak to zrobiłeś. Domyślam się że będziesz oczekiwał czegoś w zamian.
-Cóż, masz  rację. Sytuacja zmusza mnie do tego abym  zabrał ci twój najcenniejszy skarb, gdyż mnie odebrano mój. Chyba mnie rozumiesz?
-Klaus co on zrobił?
-Zaraz będziemy na miejscu, sam zobaczysz.
Dojechaliśmy do mojej rezydencji.  U progu drzwi ujrzałem zmartwioną Rebekhe.
-Gdzie ona jest Bekah?
-U Ciebie w sypialni…
-Ok..
-Nik! Czekaj.. z nią dzieje się coś dziwnego. Zresztą sam zobaczysz.
Wszedłem spokojnie po schodach , tak aby Stefan nie zauważył mojej zmartwionej postawy. Starałem się być obojętny. Otworzyłem niepewnie drzwi, bojąc się tego co zobacze. Caroline leżała na moim łóżku. Jednak jej ciało nie wyglądało tak jak przedtem. Zaczęło gnić.. wiedziałem że mam mało czasu. Nie mogłem zwlekać. 
-To Caroline…?
-Stefan nie mniej mi tego za złe.
Podbiegłem do niego skręcając mu kark. Zaniosłem go do piwnicy i związałem jego ręce liną nasączoną werbeną. Musiałem wynieść trumnę Kolla w bezpieczne miejsce. Poprosiłem siostrę aby się tym zajęła. Sam zamknąłem Stefana w piwnicy i zadzwoniłem  z jego komórki do Eleny. Po kilku sygnałach usłyszałem jej podenerwowany głos.
-Słucham.
-Witam Eleno. Jaki ten los  bywa nieprzewidywalny. Tracisz bliską ci osobę i wiesz że nic na to nie poradzisz, kiedy jednak zdarza się okazja. Nutka nadzieji że jest szansa by ją odzyskać. Teraz słuchaj mnie uważnie jeśli chcesz żeby Stefan  był żywy radze nie wtajemniczać Damona. Przyjdź do mojej rezydencji za 20 minut. Jeśli nie, będę zmuszony   sam się pofatygować, a obiecuję że nie będzie to przyjemna konwersacja.
-Dobrze, będę.
-Miło, że się rozumiemy. Nie chcę problemów.

Odłożyłem komórkę i poszedłem się przygotować do rytuału. Usłyszałem głos mojej siostry.
-Elijah zabrał trumnę do Włoszech.
-Dobrze. Koll musi być bezpieczny i nikt nie może wiedzieć, że jest zasztyletowany. Elijah zapewni mu bezpieczeństwo z pewnością.
Dochodziła 15.00 miałem zaledwie godzine na przekonanie Eleny. To była jedyna szansa. Wiedziałem że zrobi wszystko aby ratować bliskich. Oczekiwałem jej niecierpliwie w salonie popijając whisky.
Minął kwadrans, usłyszałem pukanie do drzwi. To musiała być Elena Gilbert. Nie myliłem się, w drzwiach stanęła odważna Gilbertówna.
-Witam moja droga. Zapraszam w moje skromne progi, czuj się jak u siebie w domu.- powiedziałem wskazując ręką na środek salonu.
-Nie, dziękuję.
-Nawet lepiej, bo nie mamy zbyt wiele czasu.
-O co chodzi Klaus?
-Słuchaj uważnie. Twój chłoptaś odebrał mi Caroline. Jest sposób aby ja odzyskać jednak musi przelać się krew dopplangera.
-Co? Chyba nie sądzisz…
-Eleno, wiem że  kochasz Stefana i chyba nie chcesz żeby stała mu się krzywda. – uśmiechnąłem się szyderczo.
-Ok… czego ode mnie oczekujesz.
-Wejdź, porozmawiamy mamy mało czasu.
Zaprosiłem dziewczynę do środka i usiedliśmy w salonie. Panowała spokojna atmosfera. Wokół rozbrzmiewała muzyka z lat 80-siątych. Elena siedziała zmieszana. Postanowiłem przejść do konkretów.
-Dobrze. Musisz wiedzieć że jeśli chcesz uratować swoją przyjaciółkę i chłopaka musisz zginąć.
Mogę ofiarować ci nowe życie Eleno. Nie będziesz musiała opuszczać swoich bliskich, no może bedziesz musiała uważać żeby nie przegryźć niektórym tętnic, ale poza  tym będzie dosyć fajnie.
-Bawi cie to Klaus? Tutaj chodzi o moje życie, a ty sobie żartujesz. Nie wiem co Caroline w tobie widziała, nadal jesteś bezwzględnym gburem.
-Zabawna jesteś. Mogę cię zabić w każdej chwili, a ty masz czelność mnie obrażać. Nie zastanawiało cie wcześniej czemu Bonnie cie zaatakowała? Eleno to twoje przeznaczenie nie możesz żyć. Bynajmniej żyć jako człowiek. Ze względu na uczucia Caroline daję ci  wybór. Giniesz jako człowiek, czy rodzisz się na nowo?
-Nie mogę podjąć takiej decyzji sama. Chce porozmawiać ze Stefanem.
-Masz  5 minut.
Zaprowadziłem ją do piwnicy. Stefan już się ocknął. Werbena wnikała w jego organizm.
-Stefan..! – podbiegła do niego z płaczem.
-Spokojnie, nic mi nie jest..
-Zostawie was. Nie radzę spiskować. Eleno, czekam w salonie.  Pamiętaj 5 minut. Inaczej sam się pofatyguje do was.
Wyszedłem zostawiając uchylone drzwi. Udałem się do salonu, zdawałem sobie sprawę z tego, że zaraz Damon zacznie coś podejrzewać i prędzej czy później będę  musiał  go unieszkodliwić.
Zadzwoniłem do Rebeki, powiedziała że się nim zajmie. Siostrzyczka miała okazje do zemsty.  
W końcu Damon od zawsze się nią bawił, teraz ona  mogła zrobić z nim to samo.
Czas nas gonił zostało niewiele czasu. Pół godziny dzieliło nas od spotkania z Esther.
Rozsiadłem się w fotelu i czekałem na wiadomość od Eleny.
-Klaus. Podjęłam decyzje. Chce umrzeć, jednak bliscy mi na to nie pozwolą… dlatego wybieram życie jako wampir. Mam  tylko jeden warunek.
-Powiedzmy, że wezmę to pod uwagę.
-Stefan idzie z nami do Esther i to on mnie przemieni.
-Nie ma mowy. Wy tu zostajecie. Najpierw  wypompuję z ciebie krew, a potem cie zabiję. Pod koniec dam ci swoją krew i wtedy przeżyjesz.
-Nie zgadzam się!
-Jesteś żałosna. Ty nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie, zrozum to wreszcie. Cholera mało czasu.. Masz farta.
-Co?
-Zginiesz już teraz. – podeszłem do niej w wampirzym tempie  dając jej moją krew. Po 30 sekundach kiedy krew wypełniła jej żyły skręciłem jej kark.  Zaniosłem ją do piwnicy, kładąc obok Stefana.
-Kiedy się obudzi, niech cie uwolni i idź z nią na polowanie.  Do jakiego życia ją  przystosowujesz to już będzię twoja sprawa, wiec jednak że więcej mnie nie zobaczysz. Nie szukajcie mnie i Caroline. Jasne?
Stefan kwinął delikatnie i spuścił wzrok na Elene. Wziąłem moją ukochaną w swoje ramiona i zaniosłem do auta. Po kilku minutach byliśmy przed lasem. Zarzuciłem ciało Caroline na moje plecy i już po chwili złożyłem już jej ciało przy wodospadzie.  Ciało ukochanej przesiąkło wonią mojej krwi. Jednak zaczynało coraz szybciej  gnić. Zostało niewiele czasu, do całkowitego rozpadu. Przykucnąłem przy mojej ukochanej i odgarnąłem jej niesforne loki z policzka. Po moim policzku spływała samotna łza.
-Kochanie, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz będziesz szczęśliwa. – wyszeptałem pełen nadzieji.
Usłyszałem czyjeś  kroki.
-Jednak miłość Niklasie. Mądry wybór mój synu. Teraz pozwól mi działać.
Esther/Bonnie zbliżyła się do mnie rozcinając sztyletem moją dłoń, później zrobiła to samo z dłonią Caroline. Złapała moją dłoń i zbliżyła do dłoni mojej ukochanej. Zamknęła oczy i zaczęła odprawiać rytuał.
-Niklausie  jest pewna komplikacja. Caroline za długo leżała martwa. Nie będzie wszystkiego pamiętała. Możesz  wybrać, które momenty ma pamiętać. Moment od początku waszej znajomości do śmierci Tylera. Bądź moment od waszego połączenia we Włoszech do  teraz…
-Nie będzię pamiętała śmierci Tylera? A co z jej dzieciństwem?
-Dzieciństwo, czasy liceum. To zostanie w jej umyśle, zapomni o cierpieniu, które jej wyrządziłeś i o Tylerze. Będziesz mógł stworzyć jej nowy bezpieczny dom. Nie zmarnuj szansy. Zaraz się ocknie ,decyduj.
-Dobrze, zbyt wiele już cierpiała daj nam nową szanse.
Zamknąłem oczy, a Esther już nie było. Bonnie upadła. Zabrałem obydwie dziewczyny do swojej rezydencji. Czekałem na ich ocknięcie.



poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 11


Klaus:

W słuchawce usłyszałem głos mojej matki. To nie możliwe. Przecież miała się więcej nie pojawiać po śmierci Alarica. Miała zginąć. O co jej mogło chodzić? Postanowiłem iść do domu Salvtorów. Zapewne Damon  o niczym nie wiedział. Nie dziwie się, Stefan zawsze kroczył swoimi ścieżkami. Był trochę podobny do mnie. Pamiętam czasy kiedy wspólnie imprezowaliśmy. Lubiłem Stefana w wersji rozpruwacza. Czułem się jakby był  drugim mną. Te czasy jednak minęły , on znowu był słodkim chłoptasiem Eleny. Posłuszny i potulny jak baranek. W takim wypadku wolałem już być po stronie Damona, chociaż on był zbyt cwany i kapryśny, więc musiałem liczyć na siebie.
Wysiadłem z swojego ferrari i zapukałem do drzwi. W drzwiach pojawiła się Elena.
-Klaus..?
- Miło, że się cieszysz na mój widok. Mogę wejść?
-Wolałabym nie.
-A gdybym powiedział, że w grę wchodzi życie Stefana.- powiedziałem z szyderczym uśmiechem.
-Dobrze… wejdź.
-Rozsądny wybór Eleno.
Ruszyłem w kierunku salonu. Rozsiadłem się na kanapie rozglądając się za szklanką pełną whisky.
-Oh, a gdzie podział się twój wierny stróż Damon  nie wierze, że zostawił cie tutaj samą. Czyżbym się mylił skarbie?
-On..jest chwilowo zajęty. – powiedziała zmieszana. Wyczułem, że coś jest nie tak.
-Bzdury.
Wstałem pewny siebie z kanapy i zacząłem wykrzykiwać jego imie. Zbiegłem do piwnicy Damona  tam nie było. Lecz  była ona.. Caroline
Na ten widok padłem na kolana.. Moja kochana leżała drętwa na jakiejś zgrzybiałej podłodze jak bezdomna. Ogarnął mnie smutek i żal , lecz zaraz po tym obudził  się we mnie gniew. Przygryzłem usta i zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem chęć zabić każdego kto stanąłby mi na drodze.
-CO WY DO CHOLERY ZROBILIŚCIE?!!!! – wykrzyczałem pełen gniewu, rzucając wrogie spojrzenie na Elene, która właśnie dobiegła zdyszana do piwnicy.
-Heh.. dobrze. Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? – powiedziałem z sztucznym uśmiechem.
-Nie wiem jak to się stało. Nie miałam na to wpływu… to były sekundy..
-Huh, wiesz fakt, że jesteś moim osobistym workiem z krwią nie znaczy, że nie mogę cię zabić.
Więc nie bądź taka odważna i lepiej  powiedz bez owijania w bawełne.
Szatynka spuściła wzrok na podłogę po czym spojrzała ze łzami w oczach na Caroline.
-Caroline  go sprowokowała, on się wściekł i.. doszło do tego co nie powinno się wydarzyć.. Damon.. on.. na pewno…  tego pożałuje. – powiedziała zbulwersowana.
-Masz rację, moja droga. Pożałuje. Dopilnuję tego osobiście.
Wziąłem Caroline w swoje ramiona i wybiegłem z piwnicy. W salonie stanął Damon.
-Ops , to już wszyscy wiedzą.
Zignorowałem jego słowa, najważniejsza była teraz Caroline. Wsiadłem do samochodu a ciało ukochanej położyłem na tylnim siedzeniu. Pamiętałem legendy, które mówiły o zmartwychwstaniu kochanków. Caroline żywiła się już moją krwią, więc  była nadzieja. Mogłem ją odzyskać… Potrzebowałem tylko wiedźmy.. potężnej wiedźmy. Od razu pomyślałem o Esther. Musiałem dowiedzieć się czego chce. Zawiozłem ciało ukochanej do rezydencji. W progu przywitała mnie zdziwiona Rebekah.
-Bekah nie pytaj, proszę. Zajmij się ciałem. Jest mi potrzebna. Nikt nie może jej zabrać, rozumiesz?
Rebekah przytaknęła i wzięła ode mnie Caroline. Wsiadłem w samochód i zadzwoniłem na telefon Stefana. Usłyszałem głos Esther
-Witaj Synu. Czyżbyś się stęsknił za starą matką?
-Gdzie możemy się spotkać?- powiedziałem konkretnie.
-Choćby teraz. Zapraszam do rezydencji panny Bennett , Niklausie.

Odłożyłem telefon i po kilku minutach byłem na miejscu.Spokojnie  ustałem pod drzwiami i czekałem na zaproszenie. Pojawiła się Bonnie/Esther.
-Wybacz synu, ale lepiej będzie jak porozmawiamy na zewnątrz.
-Przychodzę w dobrej mierze matko. Nie chcę niczyjej krzywdy.
-To podlega mojej ocenie..
-Dlaczego wróciłaś?
-Tyle pytań.. dopiero co wróciłam. Przejdźmy się do ogrodu.
Widzisz.. wiedźmy poprzednio dały  mi szansę, abym unicestwiła swoje dzieci.  Nie dotrzymałam słowa. Zniszczyliście Alaricka, a ja nie zaznałam upragnionego spokoju. Nie zdobędę tyle mocy na stworzenie kolejnej istoty o umiejętnościach Alaricka. Na dodatek nie zostało już nic z drzewa białego dębu. Otrzymałam nową szansę od losu. Nie  musze unicestwiać własnej rodziny… jednak ty mój drogi Niklausie będziesz musiał pożegnać się ze swoją upragnioną rodziną. Nie mogę pozwolić abyś tworzył nadal  te potworne hybrydy. Wiem też z jaką prośba do mnie przybywasz. Widzę w twoich oczach miłość synu. Miłość, żal, gniew.. Jesteś przepełniony nienawiścią do świata. Osoba, na której ci zależało odeszła.. Jednak doskonale wiesz, że mogę ci pomóc Niklausie. Cóż mogę powiedzieć więcej synu. Nadszedł czas abyś dokonał wyboru. Miłość czy władza? Wybór należy do ciebie.
Pamiętaj jednak, że nie masz wiele czasu. Jutro kiedy zajdzie księżyc przybądź pod wodospad w lesie.
Musisz zdecydować kogo chcesz mieć przy sobie. Jeśli wybierzesz  hybrydy, będziemy toczyć walkę przez wieki, a ja nie pomogę ci z ukochaną. Aczkolwiek jeśli zdecydujesz się na swoją ukochaną, wedle legendy tchnę w nią nowe życie. Caroline czy Elena , czyje towarzystwo mnie jutro zaszczyci?
Pamiętaj nic za darmo. Ukochana za władze, bądź władza, którą będę próbowała zwalczyć.


    

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 10

Przepraszam, że tak długo. Kiepsko się czuję fizycznie, ale wena powróciła. Dlatego też skończylam rozdział miłego czytania:)

Pozdrawiam;)


Klaus: 


Delikatnie wyszedłem z objęć mojej ukochanej, nie chciałem jej obudzić. Położyłem ją na hotelowym łóżku i poszedłem do łazienki. Dopiero teraz zauważyłem w jakim stanie jest nasz pokój. Na ten widok uśmiechnąłem się. To była cudowna noc, warta takiej demolki. Warta zburzenia muru berlińskiego. Patrzyłem w lustro zadowolony z siebie, po chwili ujrzałem w nim  również ponętną wampirzyce otuloną kołdrą. Zbliżyła się do mnie, podgryzając mnie w szyję. Caroline wiedziała co lubię. Dzielenie się krwią ze swoim ukochanym było więzią, która nie pozwalała na zdradę. Caroline na pewno o tym nie wiedziała, ale przynajmniej miałem pewność, że gdyby próbowała mnie zdradzić, dowiedziałbym się o tym pierwszy. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że mogę ją stracić w mgnieniu oka. Dla mnie dane słowo było ważniejsze niż czyjeś życie. Wszystko zmierzało do tego, że nie spełniałem obietnicy, którą dałem czarownicy. Musiałem dogadać się z Bonnie…

Caroline:

Byłam szczęśliwa. Mój ukochany spędził ze mną upojną noc. Prawie zapomniałam o tym co stało się  z Eleną, a raczej o tym co wstąpiło w moją przyjaciółkę. Nie mogłam tutaj flirtować z Klausem, kiedy Bonnie była w rozsypce. Jestem okropna! Jak ja mogłam tutaj w ogóle przyjść. Powinnam odmówić spotkania i zająć się Bonnie. Cóż, trudno, mogę  tylko naprawić swoje błędy.
-Klaus, muszę iść.- powiedziałam stanowczo.
-Dobrze moja droga. Zapewne idziesz do Bonnie i Eleny.
-Co.. skąd ty.. Miałeś w  tym swój udział?!
-Wybacz, nie mogę ci odpowiedzieć.
-Wiesz… myślałam że się zmieniłeś.
-Moja droga, nikt mnie nie zmieni.
-Szkoda czasu..-  zabrałam swoje rzeczy i wyszłam zawiedziona.

Jeszcze kilka godzin temu sądziłam że ten człowiek mnie kocha. Myślałam.. nauczę się z czasem nie winić go za poprzednie czyny. Jednak po tej rozmowie, wiem że nic z  tego. On się nie chce zmienić. Dotarło do mnie, że on będzie nadal krzywdził ludzi. Moja miłość do niego stawała się nierealna..
Wybiegłam z hotelu jak oparzona. Miałam chęć płakać, jednak starałam się powstrzymywać łzy. Musiałam być silna. Dla siebie… dla Bonnie, Eleny.. a nawet dla naburmuszonego Damona. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Dobrze zrobiłam nie mówiąc dziewczynom o Klausie, bo już chyba nie będzie o czym. Lepiej aby nie wiedziały. Nie miałam się czym chwalić.. Przespałam się z hybrydą, po czym się na nim zawiodłam. Zaczynałam się już łudzić, że będę miała normalne życie. Poczułam wibracje.
-Halo?
-Cześć Blondi. Rusz swój zgrabny tyłeczek, podmaluj oko i leć dogadywać się z Klausem.
-Chyba całkowicie Ci odbiło Damon. Nie będę waszym chłopcem na posyłki. Cześć!

Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki. Miałam iść do Eleny, jednak u niej na pewno będzie czekał Damon, a ja nie mam zamiaru bawić się w ich gierki, dlatego poszłam do Bonnie.
Szłam wspominając gorący seks z Klausem. Naprawdę się na tym znał, nie mogłam narzekać. Muszę szczerze przyznać, że Damon mimo że był  dupkiem również potrafił się zabawić. Pamiętam czasy kiedy byłam jeszcze człowiekiem.. No nic.. Lepiej o tym nie myśleć! Muszę zająć się sprawą z Bonnie. Detektyw Caroline Forbes  wkracza do akcji. W końcu musze mieć jakieś  zdolności po mamie.  Stałam już przed drzwiami czarownicy. Zaczęłam pukać, nikt nie otwierał. Rozejrzałam się wokół domu. Nikogo nie było. Spróbowałam raz jeszcze. Drzwi otworzyły się. Upadłam…
Wzrok Bonnie przeszywał mnie bólem.
-Bonnie! Przestań , to ja Caroline!
Przestała.. zamknęła drzwi i zniknęła.
Nie wiedziałam co robić. Bonnie opętały te cholerne wiedźmy! Nie mogłam do niej przemówić. Zadzwoniłam do Stefana powiedziałam o tym co się stało. Dowiedziałam się  też że jest „tajne zebranie” z cyklu jak wykończyć Klausa..  Byłam ciekawa co szykują. Postanowiłam  tam pójść.
Spotkanie  było o 16.00, dlatego najpierw poszłam do domu. Kurcze czemu nie jeżdżę autem? Mam już dość chodzenia, następnym razem jadę moim New beeatle. Jakoś doszłam do domu, wpadłam do salonu jak opętana, byłam spragniona. Dziwne, karmiłam się rano krwią Klausa. Czyżby ona nie zaspokajała moich potrzeb? Muszę go spytać.. a no tak zapomniałabym.. nie rozmawiam z nim. Już za nim tęsknie.. ahh. Caroline, bądź twarda.
Zajrzałam do lodówki, nie było krwi. Na blacie była butelka burbonu a przy niej liścik

„Pragnienie trzeba gasić konkretnym trunkiem” –Niklaus

Spojrzałam do zamrażarki… tak ona znowu to zrobiła. Zamroziła mi krew…Czy ja wyglądam na rybkę, która wcina zamrożone robaki? GRR! Nalałam sobie whisky i zasiadłam w fotelu, rozkoszując się w ciszy smakiem trunku. Potem poszłam pod prysznic i wyszykowałam się na spotkanie w domu Salvatorów. Kurcze to już 15.00.  Napisałam mamie liścik, wzięłam torebkę i pojechałam do Salwatorów.

Wtargnęłam nie czekając na czyjeś zaproszenie.
-Co jest? – rzuciłam obojętnie.
-O zjawiła się nasza ksieżniczka.- uśmiechnął się Damon.
-Damon…- powiedziala Elena z karcącą miną.
-Ok. , Elena. Jestem przyzwyczajona, że Damon traktuje mnie jak Barbie..
-Gdzie Stefan?
-Pojechał do Bonnie.
-Co? Dlaczego? Przecież mówiłam mu..
-Blondi, co ty kombinujesz?
-Nie moja wina, że Stefan Ci nie ufa Damon. Widocznie miał powód aby ci nie powiedzieć.
-Gadaj, albo nie będę taki miły Caroline.
-Chcesz abym mówiła. Dobrze, już wiesz dlaczego Ci nic nie powiedział… Jesteś zbyt wybuchowy, pragniesz Eleny ponad wszystko. Dojdziesz do celu nawet po trupach. . Tym sposobem nigdy nie zdobędziesz Eleny! Ona kocha Stefana. Pogódź się z tym wreszcie Damon.
-
Damona zabolały moje słowa. Stał bezsilnie z tym swoim szyderczym uśmiechem i zaciskał pięści . Podbiegł do mnie łapiąc mnie za szyję.
-Nie bądź taka do przodu Caroline, bo się kiedyś przeliczysz ,słonko. Powiedział poczym puścił moją szyję wbijając mi kołek w serce.  Zwijałam się z bólu.. moja skóra zaczęła blednąć..słyszałam krzyki Eleny..traciłam przytomność. To był mój koniec… bez mojego ukochanego..



Klaus:

Wróciłem do swojej rezydencji, zasiadłem w fotelu i wziąłem się za szkicowanie. Zmartwiły mnie nieco słowa mojej najdroższej, nie ufała mi. Znowu straciłem jej zaufanie, które tak ciężko było mi zdobyć. Podejrzewała mnie o sprawę z Bonnie. Może i słusznie. Wiedziałem co się stanie, ale nie wiedziałem że tak szybko. Siedziałem rozmyślając, do salonu wpadła Rebekah.
-Witaj Braciszku, gdzie się szlajałeś w nocy? Tylko nie mów mi, że byłeś z tą laleczką?
-Nie będę z tobą rozmawiał Bekah. Lepiej powiedz jak tam Koll?
-Siedzi w piwnicy jak kazałeś…nie rozumiem cie, to twój brat..
-A zrozumiałabyś gdyby ktoś się do Ciebie dobierał?
-Przepraszam, masz rację…mimo to Caroline jest kobietą.. musimy się trzymać razem.
-Wreszcie zaczynasz, rozumieć siostrzyczko. – powiedziałem z uśmiechem.
- To, że to powiedziałam nie oznacza że ją polubię, Nik. – powiedziała krzyżując ręcę.
-Wiem, Rebekah.
Wstałem i zbliżyłem się do niej. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem na kanape.
-Słuchaj, wiem że jest ci trudno. Zawsze byłaś na pierwszym miejscu, to z toba spędziłem całe wieki. Jesteś moją siostrą ,zawsze będziesz dla mnie ważna, bez względu co zrobię. Pamiętaj o tym.
-Klaus, nie wiesz jak trudno.. Pojawiła się ta Caroline.. a ty zupełnie tracisz dla niej głowie. Nie intersuję cie już nasza rodzina? Chcesz nadal  tworzyć te swoje hybrydy.
-Rebekah nie zaczynajmy tego tematu, mówiłem ci już. Postanowiłem nie zmienie zdania.
-Nik.. wiedz, że jeśli zostawisz mnie dla Caroline, z bólem ci wybaczę. Będzie ciężko, ale zrobie to. Zaakceptuje ją.  Jeśli jednak wybierzesz hybrydzią rodzinkę, zapomnij o mojej dobroci..
-Znasz, moje zamiary. Ja się nie zmienię siostro, a teraz cie przepraszam chce pobyć sam.
Wstałem z kanapy i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i pojechałem do Grilla. Już miałem wchodzić do środka knajpy, ale dostałem wiadomość.

Klaus, mam problem – Stefan.

Hmm ciekawe. Stefcio potrzebuję mojej pomocy. Niech będzie nie mam nic lepszego do roboty.
Zadzwoniłem do niego usłyszałem znajomy głos..
-Ostrzegałam cię synu.
-Esther..


wtorek, 20 listopada 2012

Ogłoszenie

Wybaczcie, ale  nie mam czasu na napisanie rozdziału, do tego moja wena jest na wyczerpaniu :) Musze  trochę odpocząć. Na weekend na 100% będzie nowy rozdział, może znajdę czas nieco wcześniej , ale niczego nie obiecuje. Nie chce pisać czegoś na siłę, bo wyjdzie kiepski rozdział , a tego chyba nie chcemy :)

Na pocieszenie mogę dać filmik :)  http://www.youtube.com/watch?v=Vf7iRfeYiHs

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 9


Odłożyłam telefon na szafkę nocną i poszłam do łazienki. Zobaczyłam w niej tę nieszczęsną czerwoną bielizne. Porwałam ją na kawałki i wyrzuciłam do kosza. Nie miałam ochoty na nią patrzeć. Przebrałam się w wygodną tunikę i czarne legginsy. Lubiłam w domu  wygodę, choć luźne ubrania nosiłam  bardzo rzadko. W ciągu dnia zawsze ktoś mógł mnie odwiedzić, więc byłam przygotowana. Niestety, jestem perfekcjonistką. Wszystko musiało  być zawsze perfekcyjne, nawet ubrania które nosiłam po domu. Dzisiaj nie miałam chęci się stroić, przychodziły tylko moje przyjaciółki, nie musiałam się przed  nimi szczególnie stroić , nie zależało mi na tym odkąd byłam wampirem.  Kiedy już byłam gotowa wyszłam z pokoju i udałam się w kierunku kuchni. Zobaczyłam w niej mamę.
-  Oo mamo. Ty już wróciłaś?
-Tak skończyłam kilka raportów i byłam wolna. Kochanie… czego chciała  ta hybryda?
-Mamo to nie ważne, naprawdę.
-Caroline jeśli się coś dzieję, proszę powiedz mi.
-Mamo owszem dzieję się, ale nie robi nic co mogłoby mi zaszkodzić, rozumiesz?
-Dobrze skarbie.. ale  chyba nie masz na myśli..?
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Odetchnęłam z ulgą, nie musiałam już teraz jej o tym mówić.
-Mamo, przepraszam cię, ale właśnie dziewczyny przyszły. Zaprosiłam je wcześniej nie zdążyłam ci powiedzieć. Nie bój się uciekamy na imprezę. Wrócę przed 2.00.
-Caroline już jest 23.00.. Idź i baw się,  może lepiej zanocuj u którejś z dziewczyn ,bo obawiam się że musisz się dobrze napić, a ja nie lubię oglądać cie pijanej.
-Dobrze mamo- powiedziałam przytulając się do niej, po czym pożegnałam ją ciepłym uśmiechem.
Wzięłam torebkę i otworzyłam dziewczynom drzwi.
-Hej! – równocześnie przywitały się ze mną.
-Ciii, chodźcie.- powiedziałam łapiąc je za ręce i wypychając za drzwi.
-Co jest Car? Miałyśmy być u Ciebie. Plany się zmieniły?
-Nie… to znaczy…  tak. Wiecie myślałam że mojej mamy nie będzie a  właśnie wróciła.
-Ohh Car nie przesadzaj  twoja mama jest spoko. Na pewno nikomu nie wygada to szeryf.
-Nie o to chodzi, ja nie chce  aby ona cokolwiek słyszała.
-No dobrze… to co robimy?-zapytała Bonnie.
-W zasadzie ja mam wolną chate.. Jeremy wyszedł do Matta.
- Świetnie! Chodźmy.
Przez całą drogę  dziewczyny milczały , rzucając co jakiś czas podejrzliwe spojrzenie. Pewnie Elena wygadała Bonnie, że  był u mnie Klaus.. Zresztą i tak muszę im powiedzieć. Hmm tylko czy mogę? No właśnie.. nie zdążyłam o tym porozmawiać z Klausem..
-O kurcze, zapomniałam telefonu. – nagle powiedziałam.
-Pożyczymy ci swoje.
-Nie, słuchajcie, nie chce gadania mamy, jaka to ja jestem nieodpowiedzialna. Zróbcie Herbate i popcorn, poszukajcie filmu a ja za  30 min wracam, po drodze kupię chipsy. Co wy na to?
-No dobra, niech będzie.
Pobiegłam wampirzym tempem do domu Niklausa. Miałam nadzieję, że nie będzie  tam Kolla.. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi Elijah.
-Caroline, co cię sprowadza.
-Witaj.. jest Nik?
-Nie..
Wyczułam niepewność w głosie pierwotnego, więc postanowiłam zapytać raz jeszcze.
-Elijah, czy Klaus jest w domu?
-Jest, ale to nie najlepszy moment.
-Wybacz, ale musze z nim porozmawiać.- powiedziałam po czym wtargnęłam do rezydencji ukochanego. Poszłam do jego sypialni, była pusta. Nagle usłyszałam czyjś krzyk. Zbiegłam do piwnicy. Znalazłam swoją zgubę…
Zobaczyłam jak Klaus znęca się na swoim bratem.  W pierwszym momencie ucieszyłam się że ten dupek dostaję nauczkę , ale w głębi serca czułam ból widząc jego cierpienie..
-Klaus..- wydusiłam z siebie.
-Kogo to ja widzę , przyszłaś po więcej? No proszę jaka rozpalona.
Po tych słowach pragnęłam jego śmierci.
Klaus  się wściekł. Podbiegł do niego wbijając sztylet w jego serce. Koll zdrętwiał.
-Caroline.. nie miało Cie  tu być.
Podbiegłam do niego przytulając się.
-Klaus… dziękuję.
-Kochana już nic ci nie grozi, będę zawsze przy tobie.
-Ty mnie chyba naprawdę kochasz..
-Ależ oczywiście, wątpiłaś w to?
-Już nie.. Może to nieodpowiedni moment ,ale Elena.. ona nas wtedy widziała.. Ja chyba musze im powiedzieć, nie chcę ich okłamywać..
-Kochanie, to nas może zniszczyć. Zdajesz sobie z tego sprawę? One cie z nienawidzą.
-Sugerujesz, że  będę musiała wybierać?
-Kochana, jestem tego pewien. Nie idź tam.. zostań ze mną.
-Klaus.. obiecałam im. Sam chciałeś żebym do nich poszła.
-Fakt, ale chyba jednak jestem samolubny- uśmiechnął się.
-heh… dobrze więc co mam robić panie wszechwiedzący?- powiedziałam pociągając go za koszulę.
-Idź za głosem serca.
-Dobrze, więc pójdę do dziewczyn na trzy godzinki, a potem wpadnę do Ciebie.
-Mam lepszy pomysł.- powiedział po czym zaczął całować mnie po szyi.
Rozkoszowałam się dotykiem jego ciepłych warg. Zmiękły mi nogi, jęknęłam z rozkoszy.
Nagle on przestał.
-To co, chyba miałaś iść do dziewczyn?
-Owszem, rozważam taką opcję.
Złapał mnie za ręce i przemówił.
-Teraz idź do dziewczyn , powiesz im to co będziesz uważała za słuszne. Ja będę czekał na ciebie za trzy godziny w hotelu. Co ty na to?
-Zgadzam się.
Zatopiłam się w jego namiętnych wargach i wyszłam.

Szybko ruszyłam  w stronę sklepu. Napisałam do Bonnie Sms-a, że się spóźnie  bo w sklepie jest okropna kolejka. Szybko zgarnęłam pierwsze lepsze chipy z półki i rzuciłam 10$ na ladę.
Po kilku minutach byłam już przed drzwiami domu Gilbertów. Zapukałam i pociągnęłam za klamkę. Poczułam krew. Spojrzałam na podłogę.. na podłodze leżała zakrwawiona Elena nad nią Bonnie z nożem.
-Mój Boże! Bonnie!
-Ja… nie wiem jak to się stało…
Podbiegłam do Eleny dając jej swoją krew.
-Bonnie..dlaczego?
-Car.. ja naprawdę nie wiem, jedyne co pamiętam to, to jak  byłam w łazience.. słyszałam pewne głosy. Kazały mi zabić doppelgangera.  Ja przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.
-Bonnie, lepiej będzie jak już pójdziesz..
-Masz racje…
Postanowiłam zawiadomić Stefana. Wykręciłam do niego numer i już po dwóch sygnałach słyszałam jego głos.
-Caroline, hej. Co  to za sprawa niecierpiąca zwłoki że dzwonisz o północy?
-Stefan przyjedź do Eleny.. może weź ze soba Damona, będziecie jej potrzebni.
-Ok., zaraz będziemy.
Po 10 minutach byli na miejscu. Wbiegli zdenerwowani.
-Gdzie ona jest? Skąd ta krew?
-U siebie w sypialni. Spokojnie, już jest dobrze. Dałam jej swojej krwi.
-Caroline co się do cholery stało?- krzyknął Damon szturchając mnie.
-Opanuj się!- powiedział zdenerwowany Stefan.
-Bonnie ją zaatakowała. To przez wiedźmy.. kazały jej zabić doppelgängera. Nie wińcie jej.
Stefan kiwnął na znak że mi ufa. Damon jednak nie był pewien moich zamiarów.
-Słuchajcie, ja będę uciekać obiecałam mamie że wrócę przed 24.00. Zaopiekujecie się nią?
-Nie martw się blondi. – burknął Damon.
Odwróciłam się i wyszłam.
-Ej, dzięki. – spojrzał na mnie z wdzięcznością.
-Nie ma za co Damon..

Idąc spojrzałam na godzine w telefonie. Miałam 30 minut aby dojść do hotelu. Tylko do jakiego hotelu były dwa. Zauważyłam,że mam wiadomość, była od Klausa.
„Hotel Perfecto”

Drogo i wykwintnie. Postarał się.. Byłam ciekawa co przygotuje. Zaczął bardzo ciekawie.
Czekał na mnie przed hotelem z bukietem czerwonych róż.
-Witaj ponownie kochana.- powiedział uśmiechając się.
-Klaus, rozpieszczasz mnie.-uśmiechnęłam się.
-Dopiero zaczynam, daj mi się rozkręcić. Wejdziesz do środka?
-Z przyjemnością.
Weszliśmy do holu hotelu. Wszędzie były świece. Boj hotelowy stał z szampanem i kluczem w ręku.
Klaus wziął od niego klucz a ja zgarnęłam szampana. Na schodach było pełno płatków róż. Byłam wniebowzięta. Zapomniałam o tym co się stało w domu Gilbertów. Oddałam się całkowicie klimatowi, dzisiejszego wieczoru. 
-Dlaczego jest tak cicho?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Ponieważ jesteśmy tutaj sami.
-Wynająłeś cały hotel? Jesteś szalony! – Skoczyłam mu na barana. A on szybko przerzucił mnie w swoje ręce.
-Gdzie panią zanieść?
-Jestem otwarta na wszelkie propozycje.
-Proponuję taras.
-Niech i tak będzie.
Poszliśmy na taras. Czekała tam wykwintna kolacja.
-A więc wszystko zaplanowałeś?
-Tak jakoś wyszło, miało wyglądać na przypadek.- uśmiechnął się łobuziarsko.
-Klaus, doceniam to co dla mnie robisz, ale nie jestem głodna. A bynajmniej nie w tym sensie.- powiedziałam oblizując swoją wargę.
-Nie spodziewałem się że będziesz taką kocicą.
Zaśmiałam się.
-Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. Wysunęłam się z jego objęć, po czym popchnęłam go o ścianę.
Zobaczyłam w jego oczach podniecenie. Postanowiłam podejść bliżej i zająć się moim ukochanym.
Teraz przyciągnęłam go do siebie jak bezwładną kukiełkę, po czym ugryzłam jego wargę. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Czułam jak  jego ręce dotykają mnie po całym ciele. Stał się brutalny, zerwał ze bluzkę.
-Kochanie, może nie tutaj..- wymruczałam
Klaus mnie nie słuchał zawładnęło nim całkowicie pożądanie. Teraz to on przejął kontrolę, po chwili byliśmy w naszym pokoju. Przepychaliśmy się po całym korytarzu demolując przy tym hotel. Nie mogliśmy oderwać się od siebie. Staliśmy się nierozłączni. Klaus rzucił mnie na łóżko, napierając na mnie swoim ciałem. Był brutalny a zarazem delikatny. Całował moje usta, schodząc coraz niżej. Zębami zdjął mi bieliznę. Oddałam mu się całkowicie. Trzymałam się mocno pościeli, starałam się nie wydawać żadnych dźwięków, jednak mój kochany nie pozwolił mi na to. Jęknęłam z rozkoszy. Był z siebie zadowolony, zaczął napierać bardziej. Stało się staliśmy się jednością. Poznał moje wnętrze. To było piękne, a zarazem tak podniecające. Zaczęliśmy pocierać swoimi ciałami o siebie.
Po godzinie pięknego aktu , zasnęłam w jego ramionach…





sobota, 17 listopada 2012

Ogłoszenie

Witajcie!
Dzisiaj nic nie dodam, gdyż jadę na premiere zmierzchu. Jednak nie martwcie się jutro coś dodam.
A tymczasem obejrzyjcie sobie piękny filmik o Klausie i Caroline świetnie zmontowany. Aż się płakać chce.
 http://www.youtube.com/watch?v=PN0zeYt06NA

Pozdrawiam!

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 8


To już 8 rozdział, szybko zleciało heh. Jak wrażenia po docinku TVD? Mnie osobiście podobał się odcinek jak każdy! No i wreszcie była Klaroline <33
Jak będziecie czytać to przesłuchajcie sobie http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=yJWkkUt-z34&feature=endscreen
_______________________________________________________________________________

Usiadłam pod drzwiami domu Bonnie. Siedziałam w samej bieliźnie, płacząc. Na myśl przychodziły mi same najgorsze rzeczy.. Brak zaufania Eleny…, śmierć Tylera odejście Klausa i teraz to… Nie potrafiłam jeszcze o  tym mówić. To było zbyt skomplikowane … zbyt bolesne..
-Caroline? Co ty tutaj  robisz? –zapytala wychodząc z mieszkania.
-Ja…  już ide …
-Caroline zwariowałaś, jak  ty wyglądasz….mój boże.. –przytuliła mnie
Weszłyśmy do środka i poszłyśmy do sypialni Bonnie. Była tam Elena.
-Caroline? Co ci się stało?-podbiegla do mnie z płaczem, przytualjac mnie.
Odepchnęłam ją. Chyba zbyt mocno uderzyła o ścianę.
-Przepraszam! Ja nie mogę…
Wyszłam z pokoju. Za mną pobiegła Bonnie.
-Caroline o co chodzi?
-Nie chce z nią rozmawiać..
Bonnie spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobrze już dobrze.. porozmawiam z nią. Ale nie teraz..
- Spokojnie .. Caroline chodź porozmawiamy..
Kiwnęłam ze łzami w oczach na znak że się zgadzam. Weszłyśmy ponownie do sypialni Bonnie. Usiadłyśmy na łóżku.
-Ja.. skoro chcesz  wyjdę..
-Możesz zostać Eleno..
-Caroline, powiesz nam co się stało? – dopytywała Bonnie.
-Nie wiem czy chce o tym rozmawiać..
-Klaus! To on ci to zrobił? –pytała zdenerwowana
-Nie..to nie on. To Koll..
-Co on do cholery… Caroline błagam powiedz że było ci gorąco i tylko dlatego jesteś w bieliźnie.
-Nie… dziewczyny .. on chciał mnie .. chciał mnie zgwałcić..
Wybuchnęłam płaczem.. Potrzebowałam tego.. potrzebowałam przyjaciółek.
-Caroline będzie dobrze, słyszysz? Zapomnisz o tej gnidzie. Pomożemy ci, nigdy cie nie zostawimy. – upewniała mnie Elena.
-Elena.. Bonnie dziękuje wam… ale wy chyba mnie nie rozumiecie.. no może ty Bonnie..
Straciłam Tylera… mama nie akceptuje tego kim jestem , ty Eleno masz Stefana i Damona.
-I mam was! Za co dziękuje  każdego dnia. Już zapomniałaś o moich rodzicach?
-Caroline, posłuchaj kocham was jak siostry. Tylko wy mi zostałyście.. babcia nie żyje mama znowu odeszła..
-Przepraszam was, naprawdę przepraszam jeśli kiedykolwiek sprawiłam wam ból tym że jestem ze Stefanem.. ale nasze życie się zmieniło.. Ty jesteś wampirem Caroline, Bonnie potężną wiedźmą, a ja stałam się silniejszą dziewczyną, która nie wie czego chce. Przepraszam was, że musicie nadstawiać ciągle za mnie karki..
Zaczęłyśmy płakać jak bobry.. Każda mówiła to co myślała , tak dawno ze sobą szczerze nie rozmawiałyśmy.. Nawet nie wiedziałyśmy kiedy padłyśmy ze zmęczenia.

Obudziłam się, obok mnie była tylko Bonnie. Nagle poczułam unoszący się zapach smażonych naleśników. Obudziłam Elene i zeszłyśmy na dół.
-Jak za starych dobrych czasów –powiedziałam przeciągając się.
-Owszem, która wskoczy po dżem?
-Może pójdziemy obydwie?-zaproponowałam.
-Jasne-Elena uśmiechnęła się  i złapała mnie za ramię.
Poszłyśmy się odświeżyć i po 15 minutach ruszyłyśmy do sklepu.
Szłyśmy gadając o starych czasach , wspominając jak Elena była z Mattem, a  ja uganiałam się za każdym nowym przystojniakiem. Nawet nie zauważyłyśmy jak szybko doszłyśmy do sklepu. Kupiłyśmy dżem i ruszyłyśmy do Bonnie. Po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
-Mamo , hej..
-Caroline  gdzie jesteś? Martwiłam się o Ciebie!
-Spokojnie.. nocowałam u Bonnie razem z Eleną.
-Dzień dobry pani Forbes – wykrzyczała do telefonu Elena.
-Pozdrów dziewczyny i wracaj do domu. Mamy niespodziewanego gościa. Lepiej żebyś przyszła.
-Dobrze.. będę za 10 min.
Kto to mógł być? Może to Koll? Bałam się wracać do domu.. Postanowiłam zabrać ze sobą Elene..
-Elena..  słyszałaś co mówiła moja mama. Boję się iść  tam sama, a jak  to będzie on …
-nie ma sprawy załatwimy to i wrócimy do Bonnie na naleśniki, co ty na to?
-Wchodzę w  to.- powiedziałam z uśmiechem.
Zadzwoniłyśmy do Bonnie i wprowadziłyśmy ją w tajniki naszego planu. Zgodziła się, choć nie chętnie. Po kilku minutach byłyśmy przed moim domem. Otworzyłam drzwi..
Stałam jak mur.. To był on..
-Witaj Caroline! – powiedział obojętnie.
Tak to był on, Klaus wrócił! Nareszcie! Minęło zarazem kilka dni, a tyle się już zmieniło. Miałam chęć rzucić się mu w ramiona, ale blokowała mnie moja mama i przyjaciółka, które o niczym nie wiedziały.
-Witaj. Możecie zostawić nas samych.. proszę.
-Caroline.. – spojrzała na mnie ze strachem Elena.
-Spokojnie, nic mi się nie stanie. Proszę idźcie.
-Kochanie, ja i  tak wychodzę do pracy. Eleno podrzucić cię?
-Dziękuje z przyjemnością.-powiedziała po czym wyszły szeptając na nasz  temat. Drzwi zamknęły się. Nie wiedziałam co zrobić , trochę głupio  było mi się rzucić na niego i powiedzieć że  tęskniłam, tylko bym się wygłupiła.
-Gdzie byłeś? Dlaczego mnie tam zostawiłeś?
-Już dobrze, nigdzie już się nie  wybieram, nie bój się.
-Wcale się nie bałam – powiedziałam z skrzyżowanymi rękoma.
Podszedł do mnie dotykając swoją ręką mojego serca.
-Oj chyba kłamiesz, serce bije ci jak szalone.
Odsunęłam się gwałtownie nie chciałam żeby ktokolwiek mnie dotykał.
-Caroline? Spokojnie jesteśmy sami. Coś się stało?- spojrzał podejrzanie.
Rzuciłam się w jego ramiona  przytulając się do jego torsu.

Klaus:
Nie spodziewałem się takiego zachowania ze strony mojej ukochanej. Jednak było coś nie tak. Coś się stało.. Poczułem jak serce Caroline przyśpiesza z każdą chwilą kiedy się do mnie przytulała. Byłem szczęśliwy , lecz czułem że Caroline nie jest. Poczułem jak jej łzy spływają po moim torsie.
-Hej.. spójrz na mnie – powiedziałem. Caroline spojrzała w moje oczy zapłakana.
Co się stało kochana? –zapytałem spokojnie.
-To Kol…on..
-Co ci zrobił? Skrzywdził Cie?
Caroline tylko kwinęła głową , pogrążając się  bardziej w płaczu.
-Nie płacz, proszę cie. Zajmę się nim później..
Przytuliłem ją mocniej do siebie. Postanowiłem ją pocałować. Podniosłem jej głowę dotykając podbródka i stało się. Złożyłem na jej wargach delikatny pocałunek. Nie chciałem być nachalny. Pragnąłem tego tęskniłem za jej dotykiem, smakiem ust, zapachem jej włosów.
Musiałem wrócić. Wiedziałem że czarownica nie będzie z  tego powodu zadowolona, lecz ja nie potrafiłem przestać myśleć o Caroline. Stała się moim całym światem. Tam gdzie ona musiałem być i ja. Musiałem sprawić aby zaczęła się znowu uśmiechać. Nie znosiłem kiedy była smutna. Wiele razy do tego doprowadziłem i  tak cholernie tego żałowałem.
-Klaus, dlaczego ty jesteś dla mnie taki…chciałeś mnie wcześniej zabić a teraz?
Teraz stajesz się moim wybawcą..
-Może to nie odpowiedni moment…ale chciałem ci coś powiedzieć.
-Słucham..
-Caroline odkąd Cie poznałem , odrzucałaś mnie. Na początku się tobą bawiłem, miałem cie za ładną pustą blondyneczke. Wiem że to źle brzmi, ale  tak było. Jednak zobaczyłem w tobie drugie wnętrze, kiedy rozmawialiśmy tamtego wieczoru na balu. Zobaczyłem że jesteś inna.
Zafascynowałaś mnie. Byłaś inna niż wszystkie kobiety jakie kiedykolwiek poznałem.Wiem, wiem powiesz że poznalem ich tysiące, a nawet miliony,że to nie możliwe abym żadnej odpowiedniej nie znalazł. Lecz chyba tylko ty mnie przyciągasz. Nigdy żadna mi się nie opierała. Ty masz coś wyjątkowego. Staram się to odkryć od dawna jednak nie dawałaś mi szansy. Caroline.. czy jesteś w stanie mi zaufać?
-Klaus… ja nie chce ci ufać, ale to robię..nie powinnam tutaj z toba przebywać jednak przytulam się do Ciebie, powinnam cie dawno zabić, ale nie mogę.. Nie tylko ze względów oczywistych. Ja cie po prostu Kocham Nik.. i nie potrafię zagłuszyć tego uczucia.

Caroline:
Wreszcie to powiedziałam.. sama nie wiedziałam czemu? Czy na pewno to uczucie to miłość?
Raz się żyje.. chociaż ja chyba całą wieczność. Okazywał mi  tyle troski, był kiedy potrzebowałam wsparcia. Dlaczego nie dać mu szansy? Doskonale wiedziałam ile krzywd wyrządził  w swoim życiu.. jednak każdy popełnia  błędy. Postanowiłam mu wybaczyć.
-Nic nie powiesz?- wyszeptałam.
-Wolę czyny.- powiedział poczym namiętnie mnie pocałował. Znaleźliśmy się w mojej sypialni. Klaus objął mnie w tali, patrzył mi głęboko w oczy. Czułam się jak nowonarodzona. Jakbym dostała wymarzony prezent pod choinkę. Niezniszczalny prezent. Zupełnie zapomniałam o rzeczywistości. Teraz liczyła się tylko ta chwila. Chciałam aby trwała wiecznie.
-Kochana, jakieś pomysły na dzisiejszy wieczór?
-O kurczę, zupełnie zapomniałam… Byłam umówiona z dziewczynami..
-Chciałbym cię zatrzymywać , ale nie mogę. Skoro byłaś z nimi umówiona to uciekaj.
-Nie chce..- popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
-Nie marudź, tylko idź. Przyjaciele są ważni w życiu. Spotkamy się jutro.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Nie miałam ochoty na wyjście do Bonnie, więc zadzwoniłam do nich i poprosiłam aby one przyszły do mnie. W końcu chyba nadszedł czas aby dowiedziały się o Klausie…

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 7


-Przepraszam, gdzie Klaus , znaczy pan Mikelson?-zapytałam roztrzepana.
-Wyjechał godzinę temu.
-Gdzie?
-Przepraszam, zabroniono mi mówić.
Hipnoza … no tak mogłam się  tego spodziewać.
-Zostawił dla mnie jakąś wiadomość, prócz listu?
-Jeszcze bilety. Były w kopercie.
Pobiegłam na  górę , przeszukując kopertę. Znalazłam dwa bilety, obydwa były powrotne. To były bilety do Mystic Fools. Dwa bilety…on chciał  wracać ze mną! Co się stało, że zmienił zdanie? Czego się bał? Przecież z  listu wynika, że jest nie winny. Teraz  rozumiem, że śmierć Tylera była konieczna. Było  łatwiej mi się z tym pogodzić.  Samolot odlatywał o godzinie 20:30 była 12:45, miałam sporo czasu na oswojenie się z myślą ,że moja przygoda z pierwotnym dobiegła końca. Może to i dobrze.. Czas wrócić do rzeczywistości , a będąc w jego towarzystwie nie myślałam o niczym pożytecznym, tylko o jego głębokim błękitnym spojrzeniu i jego nagim ciele.  Na samą myśl robi mi się gorąco. Postanowiłam o tym nie myśleć. Ubrałam się i wyszłam na miasto. Był  straszny upał , już wiedziałam skąd ta powiewna tunika w wyborze Klausa. Wybrał idealnie. Miał gust, sam nieziemsko wyglądał.
Zawsze bałam się to przyznać, ale taka  była prawda. Klaus  był naprawdę pociągającym mężczyzną. Szłam ulicą kiedy nagle usłyszałam krzyk. Odwróciłam się i pobiegłam w kierunku wydobywanego krzyku. Jakaś kobieta leżała z przegryzioną tętnicą w ciemnym zaułku. Podeszłam do niej, lecz było za późno, umarła.. Zadzwoniłam po karetkę jednak nikt mnie nie rozumiał. Podałam  tylko ulicę, miałam nadzieję że się domyślą. Wokół kobiety pojawiło się coraz więcej osób. Patrzyli na mnie jak na morderce, postanowiłam odejść..
Tamtejsi ludzie coś wiedzieli.. zachowywali się jakby czuli, że jestem istotą nadprzyrodzoną.
Kiedy się odwróciłam poczułam czyjeś dłonie na moim ramieniu.
-Szzz, zachowuj się normalnie. Muszę cię gdzieś zaprowadzić.
Posłusznie słuchałam nieznajomego, nie odwracałam się, nie wiedziałam kto mnie wyprowadza z tamtego tłumu. Doszliśmy do drzwi jakiegoś kościoła.
-Kim ty…-przerwałam zobaczyłam przed swoimi oczami Kolla.
-Witaj Caroline, przepraszam, że musiałem się wysługiwać kimś innym aby cię tu przyprowadzić, lecz jestem zbyt rozpoznawalny w miasteczku. W kościele nie szukają wampirów. Możemy porozmawiać?
Kiwnęłam głową i weszłam do kościoła. O co mogło mu chodzić? Dlaczego jest akurat we Włoszech. To było dziwne.
-Może się przejedziemy. Chyba masz za godzinę samolot.
-Ohh, tak rzeczywiście.. skąd ty o tym wiesz?
-Wybacz moją wścibskość, ale co ty tutaj robiłaś?
-Byłam z Klausem ..
-To ciekawe..nawet bardzo.. gdzie mój szanowny brat jest teraz?
-Właściwie  to nie mam pojęcia, rano znikł. Masz więcej pytań, bo chciałabym zajechać do rezydencji  zostawiłam tam kilka rzeczy..
-Dobrze, porozmawiamy w drodze do Mystic Fools.
Po kilku minutach byliśmy przed rezydencja Klausa, wbiegłam szybko po  swoje rzeczy. Miałam już wychodzić kiedy nagle przypomniałam sobie o obrazie od Klausa. Wzięłam go pod pachę i wyszłam. Wsiadając do limuzyny zauważyłam  z tyłu napis ”Wrócę za jakiś czas, oczekuj mnie w Mystic Fools, moja kochana”. Uśmiechnęłam się czytając. Jednak nie wiedziałam nadal co się z nim dzieje. Zaczynałam się martwić. A te pytania Kolla tylko mnie denerwowały.
-Koll  właściwie skąd wiedziałeś, że jestem we Włoszech?
-Od Rebeki.. jednak przegrałem zakład.
-Słucham?
-Nic osobistego, naprawdę.
-Skoro zacząłeś to należy mi się odpowiedź.
-Spoko, wiesz spodziewałem się tutaj twoich zwłok rozszarpanych po całej rezydencji, a tutaj miłe zaskoczenie jest jeszcze na co popatrzeć.
Zaczął się do mnie zbliżać, wyczułam że mu się podobam.
-Dlaczego miałabym być martwa?- powiedziałam odsuwając się w stronę okna.
Koll zrezygnował z podrywu. Opuścił ręce na swoje kolana i zaczął mówić z  zrezygnowanym głosem.
-Słyszałem że moja siostrzyczka trochę się pobawiła twoimi uczuciami. Ku mojemu zdziwieniu Nik na to pozwolił. Sądziłem, że zabiera cie tutaj, aby cie zabić.
Po tych słowach nie wiedziałam czy kłamać że się nademną znęcał, czy powiedzieć że coś między nami zaszło.
-Klaus jest nieobliczalny, różnych rzeczy można się po nim spodziewać. Wiem jedno na pewno nie byłby zadowolony z tego że chciałeś mnie obmacywać.
-Chyba możemy zostawić to dla siebie Bella?- powiedział z  pewnością siebie w głosie.
-Nie sądzę, aby ta wiedza  była dla niego konieczna. Jednak jeśli mnie do tego zmusisz.
Poczułam na swoim gardle jego dłonie, którymi zaczął mnie dusić.
-Grozisz pierwotnemu? Odważna jesteś. Odważna i głupia.- powiedział  puszczając moje gardło.
-Odbiło Ci?- wykrzyczałam.
-Ja to nie Klaus, myślisz że krzycząc na mnie coś zdziałasz? Pogarszasz swoją sytuacje blondyneczko.
Limuzyna się zatrzymała  dojechaliśmy na lotnisko. Wyszłam z niej  trzaskając drzwiami.
Przeszłam przez odprawę i usiadłam w samolocie. Postanowiłam się zdrzemnąć ,czekała mnie długa  droga.

Przez sen  usłyszałam głos stewardesy , po czym ocknęłam się. Byliśmy na miejscu.
Byłam strasznie zmęczona, udałam się od razu do domu. Obawiałam się, że Koll będzie chciał się zemścić, ale chyba bał sie Klausa. Bo gdyby coś mi zrobił on pewnie by mu się ładnie odwdzięczył. Czyżbym miała swojego obrońce? Hehe to  było nawet zabawne. Czułam się jak dziewczyna jakiegoś gangstera. Jednak nawet nie byliśmy parą. Może ten pocałunek był dla niego jednorazowym odskokiem.. Caroline jaka  ty  jesteś głupia. To Klaus, on nie rzuca słów na wiatr.

Otworzyłam drzwi do mojego domu. Był pusty, mama  była w pracy. Postanowiłam zrobić jej niespodziankę i coś ugotować. Jednak z moimi umiejętnościami kulinarnymi mogła by się rozchorować, więc klasycznie zamówiłam pizze. Krzątałam się po kuchni, myśląc o Klausie, nie dawał oznak życia. Może się w coś wpakował? Jednak, to Klaus on jest rozważny nie byłby tak głupi.. Weszłam do swojego pokoju, na łóżku było pudełko z kokardą.
Otworzyłam pudełko. Ku mojemu zdziwieniu była tam skąpa czerwona bielizna.
-Co proszę? – powiedziałam do siebie.
W pudełku był również liścić:” Wróciłem, mam nadzieję że będę miał na co popatrzeć.”
Kiedy to czytałam sama nie dowierzałam. Czyżbyśmy byli już na „tym” etapie? To nie w jego stylu. Odłożyłam pudełko i poszłam do salonu. Zadzwonił dzwonek do drzwi, przyjechała pizza. Odebrałam pizze z uśmiechem i ruszyłam w stronę kuchni.  Odłożyłam pudełko na blat i nie patrząc w stronę lodówki wyciągnęłam  butelkę krwi. To nie była krew, lecz pusta butelka. Byłam głodna, a pizza nie zaspokoi mojego pragnienia. Miałam udać się już do szpitala kiedy w drzwiach ujrzałam mamę.
-Caroline!- krzyknęła z radości na mój widok.
-Hej mamo!- powiedziałam rzucając się jej w ramiona.
-Co się z tobą działo? Gdzie byłaś?
-Mamo spokojnie.. tyle pytań, a pizza stygnie- powiedziałam z  uśmiechem.
-Super że coś zamówiłaś, nie mam siły na gotowanie.  
-Mamo hmm taka mała sprawa. Gdzie krew?
- W zamrażarce.
-Jak to? Mamo zamroziłaś mi krew, naprawdę mamy tak małą lodówke że musiałaś przełożyć butelkę?- powiedziałam rozzłoszczona.
-Caroline, to tylko  butelka…
-Butelka  krwi, to jem mamo. Jestem wampirem jeśli nie wypiję tej cholernej butelki dziennie mogę oszaleć. Dlatego nie mów mi że to tylko butelka krwi, jasne?
-Dobrze rozumiem. Możesz mi nie przypominać na każdym kroku że mam córkę morderczynię…
-Mamo ..ja…ja taka nie jestem..-wyjąkałam ze  łzami w oczach.
Poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na tą czerwoną bielizne.
Klaus! No tak wrócił. Muszę do niego pójść. Wyjaśnić dlaczego zniknął.
Poszłam do łazienki i przymierzyłam nową bieliznę. Leżała idealnie. Znowu potwierdził jaki jest idealny. Choć jak dla mnie była nieco za skąpa. Ubrałam się i ruszyłam w stronę domu Niklausa. Po kilku minutach byłam przed jego rezydencją. Postanowiłam że wkradnę się do jego sypialni i zrobię mu niespodziankę. Jednak ktoś mnie usłyszał i otworzył mi  drzwi.
-Ohh, to znowu ty.. nie masz dość?
-Rebekah daj sobie spokój, przyszłam  do Klausa.
Na schodach pojawił się Koll.
-Zapraszamy ,  rozgość się. Klaus zaraz przyjdzie, idź do jego sypialni – powiedział rozbierając mnie wzrokiem.
Poszłam nie pewnie coś mi tutaj nie pasowało.. Przecież Klaus by mnie usłyszał gdyby był w domu. Jednak nie przejmowałam się  tym. Poszłam do jego sypialni, zdjęłam ubrania i położyłam się na jego   dostojnym łóżu. Zostałam w samej bieliźnie. Zauważyłam jak drzwi się uchylają. Zobaczyłam w nich Kolla.
-No, no miałem racje. Mam na co popatrzeć. Wiesz, nie trzeba było się tak stroić. Mnie spodobasz  bardziej bez tych fatałaszków.  Rzucił się na łóżko przytrzymując moje ręce. Nie mogłam się ruszyć. Zaczął się do mnie dobierać..
-Zostaw mnie! Nie masz za  grosz klasy!
-Zamknij się, trzeba było mi nie grozić.
Naplułam mu na twarz. Zdenerwował się i mnie uderzył. Zaczął być coraz bardziej nachalny i chamski.
-Miło cie mieć przed bratem, Caroline. Zaczęłam głośno płakać… wiedziałam że to koniec, nie miałam szans się z nim siłować..
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Stanął w nich Elijah.
-Kol do cholery!- powiedział odciągając go odemnie.
-Daj spokój sztywniaku.. tylko się troche zabawie.
-Zabawiaj się ze swoimi dziwkami, ją zostaw w spokoju. Jeśli kiedykolwiek zobacze że robisz coś podobnego jakiejkolwiek niewinnej dziewczynie, osobiście przebiję cie sztyletem.
Wynoś się Koll.
-Elijah daj spokój.
-Powiedziałem wynoś się!- krzyknął zdenerwowany.
Byłam roztrzęsiona.. prawie mnie zgwałcono.. i to kto?  Ta pierwotna szuja. Jak można być takim sukinsynem? Nie dość że ranił mnie, doskonale wiedział ,że zrani Klausa.
-Caroline, przepraszam cie.To nie powinno się wydarzyć. Bardzo mi przykro że zostałaś tak potraktowana pod naszym dachem..
Może cie odwiozę do domu?
-Nie … dziękuje…Elijah..  
Wzięłam swoje rzeczy i wybiegłam w wampirzym tępie. Nie wiedziałam co z sobą zrobić…
Nawet nie wiedziałam kiedy pojawiłam się pod domem Bonnie. Sama nie byłam pewna czy chce z nią rozmawiać, ale potrzebowałam przyjaciółki, która mnie pocieszy i zje ze mną opakowanie lodów, zapijając słodkim winem..