niedziela, 16 grudnia 2012

OGŁOSZENIE

Wybaczcie, nie dodam tak jak mówiłam rozdziału dzisiaj. Nie mam czasu, ale postaram się go dodać jak najprędzej.  Tym czasem na pocieszenie mam kartkę świąteczną w moim wykonaniu, mam nadzieję że miło będzie wam posłuchać.

http://ising.pl/kartki-swiateczne/bca7698181a7bb7e


Na dodatek mam kilka  gifów :)






wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 14


Naprawdę  wybaczcie, ale miałam remont w domu i poprostu to całe sprzątanie, do tego szkoła  nie miałam kiedy skończyć. W tym tygodniu dodam kolejny rozdział :)   
Miłego czytania
_________________________________________________________________________________


Ustaliliśmy z moim ukochanym, że jeden tydzień pobytu zaplanuje on, a drugi ja. Oczywiście Nik jak zawsze chciał zrobić mi niespodzianke i najlepiej żebym o niczym nie decydowała, ale wiedział, że ze mną  to jest niemożliwe. Samolot wreszcie wylądował. Klaus założył swoje okulary słoneczne i dumnym krokiem wyszliśmy z samolotu. Na lotnisku już czekała na nas czarna limuzyna. Wcale mnie to nie dziwiło, to było na miare mojego Klausa.
Wsiedliśmy do limuzyny. Jednak nie  była ona pusta. Nie mówie wcale o szampanie czy skórzanych fotelach… w limuzynie siedział Koll z jakąś nieznajomą kobietą.
-Witaj braciszku, pamiętasz może  te damę?
-Tatia…  Caroline proszę cię, zostaw nas na chwile. Zadzwonie do Ciebie, dobrze?
Klaus złapał mnie za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy, ja tylko kiwnęłam na znak, że się zgadzam i wyszłam z limuzyny. Udałam się w kierunku pobliskiego baru. Martwiłam się o Niklausa, był bardzo poddenerowany, kiedy zobaczył tą kobiete.  Kim ona do cholery jest? Jakim prawem denerwuje mi faceta.. Byłam wściekła, że jakaś siksa przerywa mi mój wyjazd, a do tego siedzi z  tym dupkiem Kollem. Usiadłam w  barze i zamówiłam sobie duże lody. Grzebałam łyżką, tak długo aż całe się roztopiły. Minęło  20 minut, a oni nadal rozmawiali. Miałam już wstać i wyjść, kiedy zatrzymał mnie kelner.
-Hej! Panienko, nie zapłaciłaś za swoje lody!
-Oh, przepraszam już płacę.
Podeszłam do niego jak najbliżej mi się udało i spojrzałam mu  głęboko w oczy.
-Zapomnisz o moim rachunku i wypuścisz mnie bez awantury.
Posłusznie po mnie powtarzał.
-Zapomnę o rachunku i nie zrobię awantury.
Wyszłam pewnym krokiem, nie mogłam dłużej czekać. Poszłam w kierunku limuzyny znikła... Za chwilę zadrżał mi  telefon.  To był Klaus. Odebrałam bez zastanowienia.
-Klaus?  Co się dzieję, gdzie  ty jesteś?
-Słuchaj Caroline, wybacz mi.. nie mogę teraz z Tobą być. Muszę uregulować sprawy z przeszłości.
-Z nami koniec? – wyszeptałam z nadzieją, że się przesłyszałam.
-Nie zasłużyłaś na męki ze mną..Musisz mnie zrozumieć moja kochana. To nie ten czas..
Pamiętaj jednak, kocham cie, jesteś jedyną osobą dla której potrafiłem się zmienić. Nie martw się o mnie. Nigdy o Tobie nie zapomne.
-Nik…proszę cie.. nie możesz!- zaczęłam płakać do słuchawki.
-Żegnaj kochana..
Klaus się rozłączył. Stałam jak wryta.. Moja jedyna nadzieja, mój ukochany.. odszedł.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki, w ostatniej chwili się odwróciłam. Kelner z baru próbował wbić mi kołek w plecy. Wyrwałam mu kołek i zaciągnęłam do ciemnego zaułku.
-Kim ty jesteś do cholery?  Mów!
Przycisnęłam go do jakiegoś budynku ściskając za szyję. Byłam rozżalona, a zarazem miałam ochotę zabić tysiące ludzi.. wyłączyć swoje uczucia.
-Powiem…- wykrztusil z siebie ledwo oddychając.
Powiem, ale nie  tutaj.
-Stawiasz mi warunki? Wiesz jakie nędzne jest twoje życie?  Mogę cię zabić w mgnieniu oka. Nawet nie zdążysz złapać kolejnego oddechu. Mów tu i teraz , albo zginiesz.
-Ja..słyszałem kiedyś o wampirach, hipnozie… nie spodziewałem się, że go kiedyś spotkam. Babcia opowiadała mi o lordzie Niklausie, mordercy, krwiopijcy.. Zabił moją matkę..
Jednak nie wierzyłem, że to prawda z tą hipnozą i w ogóle, że istnieją nadnaturalne istoty.
-Ha, widzisz twoje marzenie się spełniło już wiesz, brawo. A teraz powiedz mi dlaczego byłeś tak głupi i chciałeś mnie zaatakować, hee?
-Ty płakałaś..
-Zamknij się bo zaraz naprawdę cię zabije.
Chłopak nabrał pewności siebie, zaczął się mi opierać.
-Gdybyś chciała mnie zabić już dawno leżałbym tu martwy, piękna.
- Odejdź już…
-Nie chcę.
-Wynoś się, rozumiesz?
-Chce ci pomóc.
Chłopak zbliżył się do mnie, dotknął moich piersi. Odskoczyłam przerażona.
-ohoho  niedostępna.
Wpadłam w  furię. Cała sprawa z Kollem stanęła mi przed oczyma. Przypomniał mi o tym całym bólu..  Rzuciłam nim o ścianę i zatopiłam kły w jego karku. Nie mogłam się powstrzymać. Tak dawno nie piłam ludzkiej krwi. Lubiłam krew Klausa, jednak to nie  była pulsująca krew człowieka. Chłopak zaczął wywracać oczami, a mnie zaczynało mdlić.  Werbena!  Moje ciało zaczynała przeszywać werbena, którą chłopak musiał spożyć. Chłopak upadł  razem ze mną. On umierał, tak samo jak moje narządy. Werbena wypełniała teraz  bólem moje wszystkie mięśnie.. Czekałam  teraz  tylko na moją nową ofiare, dzięki której mogłam przeżyć. Nie musiałam długo czekać.  Podbiegła jakaś ciężarna kobieta, cała w szoku.
-Jezus  Maria!  Co się panience stało?
-Napadli nas,  mój kuzyn on nie żyje. Prosze cie zadzwoń po pomoc.
-Oczywiście już dzwonię. Może pomogę wstać.
Kobieta nachyliła się nademną podając mi rękę, a ja wgryzłam się w jej nadgarstek i skosztowałam krwi. Postanowiłam nie zabijać jej, szkoda było mi dziecka, które jeszcze się nie narodziło. Zahipnotyzowałam ją i uciekłam jak najdalej…
Teraz nie wiedziałam co robić.. nie widziałam sensu życia…  

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 13


Hej kochane! Troszkę to trwało za nim zabrałam się za rodział, ale jakoś nie  było kiedy. Mam nadzieję że się spodoba i warto było czekać.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Caroline:

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przekręciłam się na drugą strone, obok mnie leżała Bonnie. Co się stało?  Czyżbym tak mocno zabalowała? Będąc wampirem musiałabym wlać w siebie dwie skrzynki piwa, żeby odczuwać kaca. Moment…to nie mój pokój. Na pokój Bonnie też nie wyglądał. Poderwałam się gwałtownie z łóżka. Zdałam sobie sprawę, że coś jest tutaj nie tak. Chwila.. przecież Damon. Ja umarłam.. czy  ja śnie? Nie mogłam  uwierzyć..
Rzuciłam się w stronę przyjaciółki. Na szczęście oddychała. Uff. Powstaje  tylko pytanie czyj to pokój? Rozejrzałam się wokoło. Zobaczyłam znajomy naszyjnik. Naszyjnik był identyczny jak naszyjnik Rebeki. Tak, to musiał być jej naszyjnik. Oznaczałoby to, że jestem w jej pokoju. Tylko co ja  robię tutaj z Bonnie? Ok.. Caroline skup się. Wyszłam wściekła na siebie z hotelu, a  potem.. Cholera, co było potem? Nie potrafiłam się na niczym skupić. Ból głowy zaczął się zmniejszać, jednak nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Postanowiłam zaczekać aż Bonnie się ocknie. Może ona mi to jakoś sensownie wytłumaczy. Obróciłam  głowę w stronę śpiącej przyjaciółki i przyglądałam się jej szyi. Zaczynałam odczuwać pragnienie.. Było strasznie nasilone. Prawie tak męczące jak to, które towarzyszyło mi zaraz po przemianie. Nie mogłam się nią pożywić. Caroline zapomnij o tym!- krzyknęłam w swoich myślach. Usnęłam ze zmęczenia.

Klaus:

Czekałem zniecierpliwiony na przebudzenie się mojej ukochanej. Chodziłem z kąta w kąt, krzątając się po domu.  Nie mogłem się doczekać kiedy wreszcie zobaczę jej piękny uśmiech i przytule ją mocno do swojego torsu. Nie wiedziałem jak jej powiedzieć o całym zdarzeniu.
Musiałem ją jak najszybciej zabrać z Mystic Falls. Nie mogłem pozwolić na to aby Stefan i Elena zaczęli się o nią martwić. Wiedziałem, że prędzej czy później będą chcieli  mi ją odebrać, jednak póki co Salvatorowie zajęli się przemianą Eleny, a ja miałem chwile aby zająć się ukochaną. Została tylko kwestia czarownicy. Nie wiem dlaczego w ogóle wziąłem ją ze sobą. Powinienem zostawić ją w tym lesie i nie martwić się co dalej. Jednak jeśli bym to zrobił Caroline by mi  tego nie wybaczyła. Była zbyt związana ze swoimi przyjaciółmi, a ja byłem zbyt związany z nią. Czasami żałowałem, że darzę ją  tak wielkim uczuciem. Za wiele potrafiłem dla niej poświęcić. Dlatego nie mogłem spokojnie patrzeć jak cierpi. Tak…musiałem ją jak najszybciej stamtąd zabrać. Wbiegłem jak opętany do sypialni mojej siostry. Wziąłem ukochaną na ręce i zabrałem ją do auta.
-Klaus, co  ty robisz?!
-Spokojnie wszystko ci powiem. Musisz  tylko coś dla mnie zrobić.
-Co takiego?
-Po prostu mi zaufaj kochanie.
-Dobrze…Nik.
Zamknąłem drzwi i odpaliłem auto. Widziałem że moja ukochana jest zmęczona. Zaproponowałem jej aby przesiadła się do  tyłu bo czeka nas długa droga. Zgodziła się bez wahania. Po kilku minutach usnęła, a ja wyznaczyłem sobie trasę. Po trzech godzinach jazdy byliśmy już na lotnisku. Musiałem obudzić moją ukochaną. Kiedy otworzyła oczy, powitała mnie lekkim uśmiechem, a ja odwzajemniłem go delikatnym pocałunkiem  w czoło. Po chwili moja kochana chciała się odezwać otwierając usta, jednak nie pozwoliłem jej dojść do słowa. Zbliżyłem  się do niej i obdarzyłem ją namiętnym pocałunkiem. Kiedy odsunęłem od niej swoje usta, ona przyciągnęła mnie do siebie powrotem po czym wymruczała.
-Nik, jestem spragniona.. strasznie spragniona, coś dziwnego się ze mną dzieje.
-Kochanie nie przejmuj się to minie. Masz, pij.- powiedziałem nadgryzając swój nadgarstek i przyłożyłem go do jej ust. Caroline wgryzła się w mój nadgarstek i zaczęła się karmić. Zabrała mi naprawdę dużo krwi. Nawet dla  tak potężnej hybrydy utrata takiej ilości krwi była męcząca. Musiałem to skończyć. Oderwałem jej usta delikatnie od mojego nadgarstka.
-Kochana, zaraz mamy samolot.
-Samolot? Gdzie lecimy?
-Niech to zostanie niespodzianką.
-Chyba żartujesz, musze wiedzieć jak się ubrać.
-Ahh te kobiety tylko o jednym.
-Nie jesteście lepsi. – powiedziała wykłócając się ze mną jak mała dziewczynka.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona zaczęła się głośno śmiać. Po chwili  wyszliśmy z samochodu i poszliśmy na odprawe. Po dwóch godzinach byliśmy już w samolocie.

Caroline:

Mój ukochany zabierał mnie w podróż, a ja nie miałam żadnych ubrań. Skandal jakiś. Normalnie chodziłabym obrażona do końca dnia, ale nie mogłam się oprzeć jego urokowi. Ahh te jego błękitne spojrzenie. Nie potrafiłam się na niego długo gniewać, tym bardziej za  taką błahostkę. Obiecał mi, że w Paryżu kupimy nowe ubrania. Ops, no tak  wyciągnęłam od niego  gdzie mnie zabiera. On też miał do mnie słabość. Tworzyliśmy nietuzinkową parę. Nie mogłam się przyzwyczaić, że  Klaus jest taki kochany. Jeszcze niedawno byłam zła na niego we Włoszech. Hmm właściwie za co byłam na niego zła?  Dlaczego tam w ogóle byłam? Dziwne.. No nic.. Czas zająć się przyszłością.  Rzuciłam do kochanego zalotne spojrzenie i uśmiechnęłam się patrząc mu  głęboko w oczy. Klaus złapał moją dłonią po  czym zbliżył ją do swoich ust i pocałował. Wtuliłam się w jego tors, trzymając się kruczowo jego ręki, jakbym się bała, że więcej go nie zobaczę. Może i  tak trochę  było.. W końcu nasza miłość była taka niebezpieczna. Siedziałam tak rozmyślając kiedy z rozmyślań oderwał mnie głos Klausa.
-Caroline, a ty sobie coś życzysz? – spojrzałam na niego zdziwiona, po czym zauważyłam szczerzącą się do niego stewardesse.
-Nie dziękuję, wystarczy że mam Ciebie. – powiedziałam z pewnym siebie wyrazem twarzy karcąc stewardesse.
-Czyżbym wyczuwał nutkę zazdrości?
-Ja, zazdrosna? Chyba postradałeś zmysły od tego żółtego uśmiechu stewardessy.
-No czy ja wiem, jak dla mnie miała bardzo ładny uśmiech i wcale nie miała przebarwień na zębach, Caroline. – uśmiechnął się.
-No, wiesz ..
Wyszłam z jego objęć udając obrażoną i wpatrywałam się przez okienko w chmury.
-No, piękna nie można się tak złościć. Złość piękności szkodzi Caroline.
-A niech szkodzi..pff
-Ha ha , kochanie no już, przestań się dąsać. Bo będę zmuszony użyć siły.- uśmiechnął się łobuziarsko.
Przemilczałam jego komentarz, jednak po chwili przyciągnął mnie do siebie i szepnął na ucho: „Możesz się dąsać, ale i tak cie kocham zazdrośnico”.
Już z nim nie walczyłam tylko pocałowałam go namiętnie w usta. Po chwili pojawiła się ta nieszczęsna stewardessa z szampanem.
-Yhhm, przepraszam. – powiedziała z obojętną miną.
-Tak, tak niech pani zostawi szampana i może pani spadać.- powiedziałam.
Stewardessa rzuciła na mnie wrogie spojrzenie i poszła, a Klaus zaczął się ze mnie śmiać po czym pogłaskał mnie po głowie i otworzył szampana. Delektowaliśmy się szampanem rozmawiając na temat planu naszego wyjazdu ciągle trzymając się za ręce. Po godzinie usłyszeliśmy komunikat. Samolot przygotowywał się do lądowania. Nareszcie!